Album roku? Objawienie, kamień milowy w historii polskiego rapu, a może i polskiej muzyki rozrywkowej w ogóle? Poziom światowy? A może przeciwnie, z dużej chmury mały deszcz, rozczarowanie maksymalne, polski „Yeezus” (której to płyty jestem ZDECYDOWANYM antyfanem, zaznaczam)? „Czarna Biała Magia”, a więc najgorętsza i najbardziej obgadywana premiera ostatnich miesięcy, album, który spolaryzował słuchaczy jak mało który. Nie byłbym sobą, gdybym nie wtrącił w ową gorączkową dyskusję swych własnych trzech groszy…. Pytanie więc brzmi – magia czy jej nędzna namiastka?
Wojtek Sokół, jak wszem i wobec wiadomo, nie jest typem rapera imprezowego, klubowego rekina, szastającego kasą na prawo i lewo. Przeciwnie, to doświadczony przez życie, inteligentny obserwator rzeczywistości, Pan Narrator codziennego, niewesołego życia Warszawy, celnie punktujący i piętnujący w swych tekstach przejawy wszelakiego skurwysyństwa…. Ale nawet wiedząc to wszystko, nie byłem przygotowany na tak skomasowany ładunek gorzkich, naturalistycznych liryków, jakie usłyszałem na „Czarnej Białej Magii”. Nie oczekujcie tu cannabis (jest za to LSD!), whisky i ananasów – to niemal w 100% egzaminacja ludzkiego brudu i niegodziwości, ubrana w fascynująco skonstruowane wersy. Sokół potwierdza tu niezwykły, narratorski talent, kreśląc np. w takich „Wyblakłych Myślach” niesamowicie obrazowe wersy (choć miejscami nieco dziwaczne – np. „Kop na lico prolongował w Witku przerwę” – znacie kogoś, kto wyraża się w taki sposób?).
Gwałty, przemoc, szalone życie znajomych dwóch turystek, zagubienie, cyniczne spojrzenie na „wspaniałą” stolicę… Słowem, to nie jest płyta na wieczorny melanżyk i poprawę humoru. Rodzi się jednak pytanie – czy aby Sokół nie przesadził? Bardziej krzepiące teksty, np. refren „Każdy Dzień”, po prostu giną w natłoku goryczy i „Sokołowego” cynizmu i wściekłości… Przez to wyjątkowo ciężko jest przebrnąć przez tę płytę za pierwszym razem. A i za każdym kolejnym nie jest łatwo.
Całe szczęście, że mamy jeszcze damę na pokładzie, inaczej po kilku odsłuchach „CBM” wpadlibyśmy w depresję…. Marysia Starosta. Jej miękki i miły dla uszu wokal sprawdza się jak znalazł na panaceum po szorstkości Sokoła. To połączenie daje w większości (minus parę utworów, o których mowa dalej) bardzo dobry efekt – znakomite refreny np. w „Każdym dniu” czy choćby zmysłowe nucenie w „Proporcjach” lub „W mieście” brzmią fantastycznie i świetnie wpasowują się w klimat utworów. Najbardziej podoba mi się hook w „Wyblakłych Myślach” – Marysia wchodzi ze swym śpiewem tak delikatnie, że niemal niezauważalnie. Fajnie też, że Marysia nie jest też całkowicie redukowana do przyśpiewek i są utwory, w których to ona przejmuje stery. Jednak przyznać trzeba, że nie są to najlepsze tracki tej płyty – w „Zdeptanych Kwiatach” głos Marysi średnio pasuje do prowadzonego przez gitary elektryczne beatu (plus, te gwizdy na końcu można było sobie odpuścić); „Borderline” – Marysia w tym utworze całkiem nieźle przedstawia dwie skrajności, jednak te rzucane przez nią soczyste wulgaryzmy brzmią sztucznie i wymuszenie. Ale jest też świetne „Kilka Kroków Jeszcze” – subtelny, świetnie skomponowany utwór (ta gitara!), choć mi nieubłaganie kojarzący się z „Taką Warszawą” Beaty Kozidrak….
Ostatnia część składowa recenzji to rzut okiem na aspekt najbardziej chwalony przez krytyków i fanów – produkcja. WhiteHouse, SoDRumatic, Odme, z zagranicy m.in. Shuko, Jimmy Ledrac i DJ Wich – to tylko niektóre z ksywek odpowiedzialnych za podkłady „CBM”. Jestem gotów, acz nie w pełni, zgodzić się z zachwytami. Produkcja bowiem jest tu dopracowana, klimatyczna, bez ograniczeń – mamy tu i klasyczne, samplowane brzmienia typu „Zepsute Miasto” czy znakomite „Spierdalaj”, ale także nowoczesne, elektroniczne sztosy (np. „Każdy Dzień”), znalazło się też miejsce na hipnotyczny, zawiesisty cloudrap. Podkłady w większości dobrze pasują pod wokale Sokoła i Marysi, zdarzają się jednak wpadki i beaty średniej jakości – szczególnie track tytułowy atakuje nachalną elektroniką, upiornym motywem i dziwacznie zmodyfikowanym głosem Marysi… Nie podoba mi się też „Jak Walec” – owszem, kawałek mocny, jakby żywcem wyjęty z płyt WWO, z ostrymi werblami i demonicznym synthem – ale w mojej opinii odcina się wyraźnie on od brzmienia całości płyty, plus histeryczny wokal Marysi jest mocno średni.
Ileż było podjary, ile szczękoopadów, gdy doszła do nas wieść, że do współpracy Sokół i Marysia zaprosili takie tuzy jak SpaceGhostPurrp, Tony Touch….. No i sam DJ Premier. Owe historyczne spotkania zaowocowały naprawdę niezłymi produkcjami. Preemo – obecnie coraz częściej oskarżany o gnuśność, odcinanie kuponów i trzaskanie podobnych beatów na jedno kopyto – wysmażył korzenną, nowojorską bombę w swoim, niepodrabialnym stylu, dodatkowo wzbogacając ją fe-no-me-nalnym samplem piosenki Lee Fieldsa. SpaceGhostPurrp natomiast dał na płytę dwa podkłady – pierwszy, „Proporcje” jest…. Najgorszym beatem tej płyty. Monotonne, ciągnące się niemal bez końca dziwne brzdęki, mające w zamyśle stwarzać „tajemniczą” atmosferę… Dla mnie za nic nie sprostały wyzwaniu. Na szczęście, Purrpurowy rehabilituje się znakomitym beatem do „Chujowo Wyszło” – cloudrapową, nieco mroczną produkcją, idealną jako tło dla narkotycznych omamów Sokoła.
A więc powtórka głównego pytania: magia czy nie? Cóż…. Pół na pół. „Czarna Biała Magia” to na pewno album ważny (choćby z historycznego punktu widzenia – współpraca Polaków z Preemo czy KosmicznymDuchem), produkcyjnie fascynujący…. Z drugiej strony, to album odrobinę przekombinowany, ultraciężki i miejscami wręcz męczący i nieprzyjemny. Płyta zdaje się też niesamowicie długa – spokojnie można było wyciąć ze dwa numery, np. ten nieszczęsny „Jak Walec” (im mniej człowiek słucha o gwałtach, tym lepiej). Summa summarum jednak – dla fanów polskiego hh pozycja to wręcz obowiązkowa.
Najlepszy utwór: „Każdy Dzień”
Najlepszy beat: „Spierdalaj”
Najlepsze wersy: „Popkultura mieli wszystko jednym trybem/Jezus, Adolf Hitler, Justin Bieber” – „Czarna Biała Magia” (+ wyróżnienie specjalne - cała druga zwrotka „Nie Padnę”)
Ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz