Napiszę to od razu - nie jestem fanem debiutu Szada, „21 gramów”. Choć była to pozycja utrzymana w lubianym przeze mnie klasycznym, brudnym, ulicznym stylu – zdawała mi się zbyt długa, przepełniona sprawnymi, choć czasem wydziwionymi lirykami, ale zarapowana świetnie. I choć to płyta z gatunku tych, które wkręcają się powoli, do dziś nie zdobyła mojego serca. Jeśli chodzi o solówki panów z Trzeciego Wymiaru, znacznie bardziej wkręciła się mi za to płyta „SPG Dystrykt” Nullo – przepotężna kosa, z niebywale charyzmatycznym gospodarzem, a co najważniejsze – różnorodna i z niebanalnym konceptem. „21 gramów” przy „SPG” wypadało blado, bardzo blado….
Jednak teraz Szad atakuje z drugą solówką. Okraszona ciekawym tytułem „I niech szukają mnie kule”, mająca przed premierą niemało przygód – zabawy z ceną, zagubienie setki egzemplarzy na poczcie, również kultywowana przez internautów ogólna beka z tytułu – czy ma szansę przebić i poprzedniczkę, i płytę Nulla?