Klątwa, niechęć, czy prawdziwy brak hip-hopu? Tytułowy slogan przewija się w Polsce dość często, czy jednak jest słuszny i wart dalszego rozgłaszania? Tutaj bywa różnie. Gdzieś pomiędzy „chuja warci” a „najlepsi w kraju” leży przypadłość Krakowskiego hip-hopu. Scena ma się dobrze i każda kolejna edycja coraz popularniejszej serii koncertów Rap Made In Krk utwierdza mnie w tym, że potencjał rośnie. Gdzie leży problem? Dlaczego tak znani i lubiani w mieście raperzy przy każdej próbie wypłynięcia dalej szybko sprowadzani są do parteru?
Ostatnimi czasy pojawiło się małe światełko w tunelu – ekipa Hipocentrum. Bez wątpienia wszyscy, którzy choć trochę śledzą Polskie podziemie dobrze znają PeeRZeta, który mimo, iż nie pochodzi z Krakowa, oddaje mu sporo miłości. Jak dobrze wiemy Przemek dostał swoją szanse i dołączył do najpotężniejszego jak na ten moment (moim skromnym zdaniem) labelu w naszym kraju – Aptaun Records.
Warto się przyjrzeć reszcie chłopaków – Kojot mimo, iż wciąż gdzieś w tyle pokazał klasę nie raz i głównie dzięki potężnym featuringom stał się postacią nie tyle rozpoznawalną, co dobrze kojarzoną nie tylko na przedmieściach Krakowa.
Raper, któremu najwięcej uwagi chciałbym poświęcić to mój faworyt miejscowej sceny – Oxon. Przez większość słuchaczy kojarzony głównie dzięki zwrotkom w hymnach Hip Hop Kempu, stał się naprawdę potężnym graczem, potwierdzając swoje umiejętności płytą „Z tym będzie Ci jeszcze łatwiej” oraz wisienką na torcie - „Jeśli Deklarujesz” z producenckiej płyty No Name Full of Fame, dzięki któremu zyskał sporą armie ludzi, którzy z zaciekawieniem obserwują jego dalsze poczynania.
Zostaje jeszcze Eripe, którego ślizgerzy kreują na następcę Laika, a co z reszta? No właśnie, w tym miejscu kończą się Ci rozpoznawalni, choć na nich scena się nie zamyka, wręcz przeciwnie! Wciąż jest tu świetny, niedoceniony Gadabit, który nie wiedzieć czemu (być może kwestia promocji) jest totalnie nie rozpoznawalny zarówno w Polsce jak i w samym Krakowie (!) oczywiście mógłbym zacząć wymieniać tu wszystkich mniej lub bardziej znanych, jednak nie do tego dążę.
Kółka wzajemnej adoracji to chyba największy problem Krakowa. Nie znasz odpowiednich ludzi? Nic nie nagrasz, nie zagrasz koncertu, a o bitach możesz zapomnieć. Z drugiej strony wzajemna pomoc i promocja jest na porządku dziennym wśród wielu drobnych labeli, co oczywiście jest jak najbardziej pozytywnym aspektem, wielu jednak popada w skrajne rozumowanie łącząc potoczne „mam wyjebane” z „tak bardzo tego chce”.
Najbardziej zastanawia mnie dlaczego mimo tak wielu fanów hip-hopu mało kto chodzi na koncerty. Koncert undegroundowy? Ok – tutaj nie jest niczym nadzwyczajnym fakt, iż na koncerty mniej znanych składów przychodzą niemal tylko ich znajomi (wyjątkiem jest wspomniane wyżej Rap Made In Krk) problem pokazuje swoją skale dopiero w momencie bardziej mainstreamowego koncertu. Biorąc pod uwagę liczbę mieszkańców, jak i zajawkowiczów w Krakowie dziwi frekwencja na koncertach. Tak naprawdę stałym line-up`em jest tutaj Gural i O.S.T.R, którzy odwiedzają gród Kraka regularnie i naprawdę często mając pod sceną spore tłumy. Co z resztą? Weźmy na przykład pierwsze urodziny portalu Popkiller, które odbyły się 13 maja ubiegłego roku. Na jednej scenie stanęli Te-Tris z Pogiem i Tortem oraz W.E.N.A. wraz ze składem Rasmentalism. Pierwsza myśl jaka mi przyszła do głowy po zobaczeniu line-up`u to – WOW tam muszą być tłumy! Realia jednak szybko dają człowiekowi w pysk i ściągają na ziemie. Do klubu przybyło trochę ponad 100 osób i choć każdy z tej setki wiedział na kogo koncerty przyszedł, to jednak zastanawiająca jest tak maleńka frekwencja w drugim co do ilości mieszkańców mieście w Polsce.
Największym problemem Krakowa jest podejście zarówno raperów jak i słuchaczy, jednak mimo wszystko wygląda na to, że scena idzie w dobrym kierunku i możliwe, że nadchodzi dzień w którym w końcu Kraków będzie mógł stanąć dumnie w jednym szeregu z Poznaniem, Wrocławiem czy Warszawą. Sam w to wierzę i polecam zapoznać się ze stolicą małopolski, jeszcze może namieszać.
„w każdym mieście ktoś Ci zajmie 5 minut, tylko Kraków jak zwykle ciągnie się gdzieś z tyłu”
tekst: Robert „Funky” Rychter
fot. Luszien
fot. Luszien
Troszkę po "macoszemu" podszedłeś do tematu Robert Rychter :( Nie wspomniałeś o scenie Nowej Huty - tam jest sporo wykonawców i fanów i koncerty zwykle z wysoką frekwencją...Stylowa Spółka Społem i Sponta ... o nich nie wspomniałeś --- a co do Gadabita - sprawdź na YT komentarze pod klipami , ilość odsłon i w jakich miastach grali - dzięki nim właśnie KRK jest rozpoznawalne. Wspomniani przez Ciebie w artykule raperzy grają jedną i tą samą "odmianę" rapu z klimatu Pyskatego (skillsy i techniczny rap plus bardzo podobne flow). W KRK jest sporo wykonawców grających inne rzeczy - wystarczył dokładniejszy research... a propos koncertów: nie porównuj WENY do GURALA lub OSTR... artykuł miał szczytny cel - ale słabo z obiektywizmem/wykonaniem. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńA moim zdaniem wpis jest wyważony i celny zakładając, że autor jest spoza Krakowa (takie sprawia wrażenie).
OdpowiedzUsuńDo wcześniejszego komentującego: Szkoda, że skupiłeś(/aś?) się na punktowaniu tego, co w Twojej ocenie jest nieprawdziwe, zamiast podzielić się swoim punktem widzenia. Mogłeś przedstawić nowohucką scenę wszystkim, którzy do wpisu zajrzą.
Czas skończyć klepać się po plecach i mówić, że w Krakowie jest dobry rap. Oczywiście, że jest dobry, ale sztuką będzie puścić to Polsce, a nie tylko lokalnemu podwórku, za co od dawna trzymam kciuki.
Też zastanawia mnie fenomen, czemu to nie poszło w Polskę. Przecież już parę dobrych graczy robiło podejścia (m.in. Wysoki Lot), był też legal Aury (abstrahując od jego oceny) i wciąż niewiele drgnęło. Kiedyś siedziałem w tym mocniej, dziś śledzę ten temat z mniejszą uwagą ale wierzę, że krakowski rap wyjdzie w końcu w Polskę, czego mogę życzyć przede wszystkim lokalnym graczom oraz sobie.
Piona!